Deficyt nam urośnie. "Niefrasobliwość polityków, słabość ministra finansów"
Po nowelizacji tegorocznego budżetu maksymalny poziom deficytu zaplanowany na 2024 rok wzrósł z i tak już ogromnej kwoty 184 mld zł do kwoty większej o ponad 56 mld zł. W kasie państwa zabraknie 240,3 mld zł. Skąd takie zmiany w stosunku do pierwotnych założeń?
Przekazując wieści o podjęciu przez Radę Ministrów decyzji o nowelizacji budżetu na 2024 rok, premier Donald Tusk powiedział: "Ten deficyt jest większy i trzeba to uczciwie zapisać w ustawie budżetowej, bo w jakimś sensie udało się nam więcej osiągnąć, niż zakładano, kiedy ten budżet układali nasi poprzednicy".
Wyjaśnił, że chodzi o niższą inflację. "To jest trzy z kawałkiem, miało być sześć" - zauważył. Nie wchodząc w dyskusję na temat tego, na ile niższa inflacja jest osiągnięciem rządu, wypada zgodzić się z premierem, który przypomniał, że niższe ceny to niższe wpływy z podatków do państwowej kasy. Chodzi przede wszystkim o VAT, czyli daninę od towarów i usług, doliczaną do wartości netto każdej transakcji kupna-sprzedaży. O tym, że wpływy z VAT będą mniejsze od założeń, eksperci mówili już wiele miesięcy temu. Wskazywali też na ryzyka związane z realizacją dochodów z CIT.
W październiku ubiegłego roku Instytut Finansów Publicznych opublikował raport, pod którym podpisali się m.in. szef IFP Sławomir Dudek, członek RPP Ludwik Kotecki, ale też obecna wiceminister finansów Hanna Majszczyk. Raport, zatytułowany "Niezbędne zmiany zwiększające przejrzystość do projektu ustawy budżetowej na rok 2024", oceniał siłą rzeczy projekt budżetu stworzony przez rząd Mateusza Morawieckiego - który rząd Donalda Tuska niejako odziedziczył.
"Prognoza dochodów budżetu państwa musi być oparta na realistycznych i ostrożnych założeniach makroekonomicznych oraz na realistycznych i ostrożnych założeniach elastyczności podatkowych względem parametrów makroekonomicznych" - wskazywali autorzy raportu. I dodawali: "Prognoza dochodów w projekcie budżetu na 2024 r. przyjętym przez dotychczasową Radę Ministrów nie spełnia powyższych uwarunkowań, dlatego musi być urealniona".
Problem w tym, że obecna ekipa rządząca stery państwa przejęła w połowie grudnia i miała kilka dni, by przesłać projekt budżetu - teoretycznie własny, ale w praktyce ten odziedziczony, jedynie z kosmetycznymi zmianami - do Sejmu.
- Pamiętajmy, że rząd miał stosunkowo niewielkie pole manewru, przejmując budżet po poprzednikach w grudniu i nie mogąc go przepisać od nowa z uwagi na wymogi czasowe związane z uchwalaniem ustawy budżetowej. Nakładają się więc tutaj na siebie "dziedzictwo przodków" i własne wydatki rządu - mówi nam Marcin Mrowiec, główny ekonomista Grant Thornton.
Zarazem nasz rozmówca, komentując nowelizację tegorocznego budżetu, zauważa: - Myślę, że przejawia się tu pewna niefrasobliwość polityków, bazująca na założeniu, że się wyemituje więcej zadłużenia - a także słabość ministra finansów i niemożność uderzenia przezeń ręką w stół i wyraźnego zakomunikowania, że sytuacja jest bardzo poważna.
- O tym, że założenia do tegorocznej ustawy budżetowej są zbyt optymistycznie, wielokrotnie mówili już rok temu ekonomiści, i to się nam teraz zmaterializowało - potwierdza.
W noweli projektu ustawy budżetu na 2024 rok zapisano, że dochody z VAT w 2024 roku będą niższe od wcześniej zakładanych o 22,925 mld zł. Resort finansów przewiduje teraz także, że dochody z podatku CIT w bieżącym roku będą o 11,48 mld zł mniejsze od pierwotnych założeń.
Niewykonanie prognozy dochodów VAT to temat, który był podnoszony już w pierwszej połowie tego roku. Ekonomiści Santander Banku Polska szacowali w czerwcu, że poziom wpływów z tytułu tej daniny może być o około 25-30 mld zł niższy, niż przewidywała to ustawa budżetowa. Jeszcze wcześniej, bo w lutym, Bank Pekao szacował że wpływy z VAT do państwowej kasy wyniosą 287,4 mld zł w br. wobec 316,4 mld zł zaplanowanych w resorcie przy Świętokrzyskiej w Warszawie.
O dochodach z CIT mówiło się nieco mniej, chociaż latem okazało się, że spadają one rok do roku. MF tłumaczyło, że związane to jest z czynnikami kalendarzowymi dotyczącymi rozliczeń tego podatku.
- Jeśli chodzi o niższe wpływy z CIT, to na pewno wyjaśnienia dla nich nie znajdziemy w twardych danych makro - mówi Marcin Mrowiec. - W pierwszej połowie roku mieliśmy silny realny przyrost konsumpcji prywatnej. Wzrost gospodarczy przyspieszy w 2024 r. i będzie w granicach 3 procent. Sektor przedsiębiorstw ma swoje wyzwania, koniunktura ekonomiczna jest słabsza, ale nie mamy do czynienia z załamaniem. Wydaje mi się, że prawdopodobnie mamy do czynienia z poszerzeniem szarej strefy i to by tłumaczyło słabość dochodów z CIT.
A zatem - niższe wpływy z podatków, do tego brak wpłaty z zysku NBP do państwowej kasy i przekazana przez rząd "kroplówka dla samorządów" w kwocie 10 mld zł - te wszystkie powody, według słów premiera Tuska, wymusiły nowelizację tegorocznego budżetu. Narracja ta nie przekonuje jednak Sławomira Dudka z IFP.
"W resorcie finansów puściły chyba wszelkie hamulce. Kompletnie niezrozumiała nowelizacja w stylu "miliard w środę, miliard w sobotę". Resort nie potrzebuje tak dużego limitu deficytu w kwocie 240,3 mld zł. Chyba, że jakiś armagedon się wydarzy w listopadzie i grudniu" - napisał w serwisie X.