W skrócie
- - Obecnie nie wykluczam kroku wstecz, mimo tego, iż jesteśmy w obszarze dostosowań w stronę luzowania – mówi członek RPP, prof. Henryk Wnorowski. Przyznaje że nie dostrzega ryzyka deflacji a w 2026 r. stopy procentowe widzi na poziomie blisko 3 proc.
- To co było w roku 2024 r., tj. dwucyfrowe dynamiki wynagrodzeń to już przeszłość. I nie wydaje mi się, żeby szybko mógł się taki rok powtórzyć – ocenia.
- Prawdopodobnie kurs złotego nie będzie już nam tak pomagać jak do tej pory. Chociaż ja nie spodziewam się, że miałby bardzo przeszkadzać. Ale moim zdaniem nie ma miejsca na dalszą istotną aprecjację polskiej waluty – mówi Interii Biznes.
- Marcowa projekcja to jest pierwszy moment, który pozwoli na większą spekulację nad dalszymi obniżkami stóp.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Bartosz Bednarz, Interia Biznes: Był szampan?
Prof. Henryk Wnorowski, członek Rady Polityki Pieniężnej: - Nie jestem miłośnikiem szampana. Ale generalnie utożsamiam się z takim myśleniem, swoistą oceną pracy RPP, że należałoby otworzyć butelkę. Zasłużyliśmy.
Inflacja spadła poniżej celu NBP w listopadzie. Koniec walki?
- Zawsze stawiamy warunek, że szukamy przymiotnika trwałości pozostawania inflacji w celu, chodzi o potwierdzenie, że znaleźliśmy się w celu inflacyjnym na dobre.
A znaleźliśmy się?
- Ciągle są pewne wątpliwości, musimy utrzymać czujność na wysokim poziomie. Ten rok był bardzo dobry, jeśli chodzi o schodzenie do celu inflacyjnego NBP. Dlatego mogliśmy sobie pozwolić na sześć obniżek stóp procentowych. To dużo. Cały czas podkreślamy, że działamy w ramach i z poszanowaniem naszej fundamentalnej zasady, tego że jesteśmy otwarci i czekamy na dane i informacje, które napływają i na ich podstawie podejmujemy decyzje.
Rada Polityki Pieniężnej boi się jak ognia nazwać te cięcia stóp procentowych cyklem.
- To prawda, chociaż wyszedł z tego całkiem niezły cykl dostosowań. Głównie w II połowie roku. Inflacja nam wróciła do przedziału dopuszczalnych odchyleń od celu NBP. Teraz mamy 2,4 proc. w ujęciu rocznym. To dla nas dobra wiadomość i duża ulga. Kiedy inflacja utrzymywała się na podwyższonych poziomach jeszcze w 2023 r., to nasze samopoczucie nie było tak dobre, chociaż było przekonanie, że mamy to pod kontrolą, że intelektualnie nad tym panujemy. I teraz uzyskaliśmy potwierdzenie.
Inflacja będzie dalej spadać?
- Jeśli mnie pan pyta o ryzyko deflacji, to specjalnie się tego nie obawiam, nie widzę takiego zagrożenia. Wygląda to dobrze, tzn. perspektywa pozostawania w celu wygląda dobrze. Natomiast my cały czas podkreślaliśmy potrzebę zachowania ostrożności. Ona nie zniknęła. Trzeba uczciwie powiedzieć, że sprowadzenie inflacji do celu to efekt decyzji w obrębie prowadzonej polityki pieniężnej, ale także sprzyjających czynników na zewnątrz.
Czyli?
- Dwa obszary: po pierwsze - ceny surowców energetycznych na rynkach światowych; po drugie - koniunktura w naszym otoczeniu. Koniunktura względnie niska, a nawet słaba. Wzrost gospodarczy jest cały czas ledwo powyżej zera w Niemczech, w strefie euro utrzymuje się ledwo powyżej 1 proc. To są sytuacje, które nam pomagały. Ale cały czas trzeba być przytomnym. Może to się zmienić bardzo szybko. Zwłaszcza ten pierwszy punkt, czyli ceny surowców energetycznych.
Czy ceny mogą być jeszcze niższe?
- Pewnie tak, ale na wiele nie można raczej liczyć. Natomiast zagrożenie szokami zewnętrznymi jest ciągle realne. Trzeba także powiedzieć, że gospodarka światowa nauczyła się funkcjonować w tej niepewności. A jeśli chodzi o wewnętrzne przesłanki, nieustannie, cały czas na pierwszym miejscu wymieniam politykę fiskalną. Nie dlatego, że chcę coś rzucić do innego ogródka, a dlatego że polityka pieniężna funkcjonuje w otoczeniu polityki fiskalnej. Luźna polityka fiskalna generuje określone wyzwania dla polityki pieniężnej i zwiększa niepewność.
W opinii RPP do budżetu na 2026 r. czytamy: Tak szybkie narastanie relacji długu publicznego do PKB rodzi ryzyka dla stabilności makroekonomicznej.
- Jedno zdanie oddaje wszystko. A proszę pamiętać, że opinie RPP są generalnie bardzo delikatne, wyważone. Wybrał pan najmocniejszy fragment z całego dokumentu, ale moim zdaniem - nawet tego typu mocne zdanie w stosunku do tego budżetu, który pokazał rząd - to i tak opinia dość łagodna.
Pan by był za mocniejszym przekazem?
- W całym naszym funkcjonowaniu chodzi o to, i tego się trzymamy, by nie wchodzić na nie nasze podwórko. To, co teraz mówię, nie zmienia tej naszej zasady. Natomiast polityka pieniężna nie funkcjonuje w próżni. Mamy policy mix, trzeba się dostosować.
Jest szansa na wyrastanie z tego długu?
- Zawsze recepta na dług jest taka, że będziemy rośli szybciej, baza podatkowa będzie się zwiększała, przychody będą coraz większe i to pozwoli nam ograniczać dług. Z drugiej strony praktyka w innych krajach, a my w Polsce jesteśmy bardzo zdolnymi uczniami, jeśli chodzi o luźną politykę i szybkie zadłużanie się, pokazuje, że raczej trudno oczekiwać tu sukcesów. W najnowszej historii gospodarczej nie znajdujemy przykładów, które by potwierdziły, że tym sposobem kraje skutecznie rozwiązywały problem zadłużenia. Przykładów trudno się doszukiwać, gdyż rządzący w różnych krajach jeszcze szybciej znajdują pomysły na nowe wydatki, niż wzrost gospodarczy pozwala na ograniczanie długu z przeszłości. To co najbardziej boli - z takiego czysto ekonomicznego punktu widzenia - to, że to coraz więcej kosztuje. Koszt obsługi długu jest duży. Jak popatrzymy teraz na Polskę w 2025 r., to koszty obsługi długu, jeśli nie przekroczą, to nie będą znacząco niższe od 100 mld zł. Dwa razy tyle, co roczny budżet ministra nauki i szkolnictwa wyższego. To jest ten problem. Po październiku mamy 227,1 mld zł deficytu. Wychodzi - zdaje się - około 740 mln zł dziennie. I w sobotę, i w niedziele wielkanocną ten zegar długu bije. Wydatki o 30 proc. wyższe od dochodów. Nikomu nie sugeruję, żeby tak spróbował prowadzić własne gospodarstwo domowe. Bo daleko nie dojedzie w ten sposób. To jest rzeczywiście trudna sytuacja.
Obawia się pan cięcia ratingu przez agencje ratingowe?
- Generalnie tak, obawiam się. Myślę że wszyscy się obawiają albo powinni się obawiać. Za nami przegląd Polski przez trzy agencje, tylko jedna nie zmieniła perspektywy ze stabilnej na negatywną. Taki drobiazg wystarczył, żeby istotna część komentujących dużo lepiej się poczuła. Ale obniżka ratingu może się zdarzyć przy kolejnym przeglądzie. 100 mld zł kosztów od długu jest dużym obciążeniem dzisiaj. Ale jak się coś zadzieje z rentownościami obligacji skarbowych, to może być i 150 mld zł. I co wtedy?
Pomagacie jednak ministrowi finansów obniżając stopy procentowe.
- Przesłanki jak najbardziej były dla obniżek stóp. To, że przy okazji pomagamy ministrowi finansów to nie było głównym uzasadnieniem dla luzowania polityki pieniężnej.
Na co patrzy dzisiaj RPP?
- Inflacja konsumencka i bazowa. Co oczywiste, tymi odczytami interesujemy się bardzo i to zwykle pierwszy punkt w trakcie dyskusji. Zainteresowanie inflacją bazową - myślę że mogę tak powiedzieć - nie zawsze jest jednakowe. Natomiast w trakcie ostatnich posiedzeń była podkreślana w zasadzie przez wszystkich członków jako istotna przesłanka do decydowania o stopach procentowych.
- Patrzymy na wzrost PKB, płace, tendencje w dynamice wynagrodzeń - to jest bardzo ważne. Patrzymy także na kurs złotego. Można powiedzieć, że identyfikujemy wszystkie czynniki, oddziaływujące na dezinflację, które pomagają lub stwarzają określone zagrożenia. Patrzymy na otoczenie, czyli na te bardzo bliskie nam kraje - najbardziej podobne do nas: Czechy, Węgry, Rumunia, ale też strefa euro, USA, jak się Fed zachowuje. Od jakiegoś czasu używam terminu - struktura geograficzna restrykcyjności polityk pieniężnych. Trzeba się jakoś umiejscawiać w tej strukturze, żeby zajmować właściwe miejsce.
Jakie są teraz scenariusze na stole?
- Zdecydowanie uważam, że to co było w roku 2024 r., tj. dwucyfrowe dynamiki wynagrodzeń to już przeszłość. I nie wydaje mi się, żeby szybko mógł się taki rok powtórzyć. Jesteśmy w okolicach 7 proc. i to jeszcze się obniży. W 2026 r. będzie to jeszcze kilka pkt proc. niżej, jeśli chodzi o dynamikę. To będzie nam w RPP sprzyjać.
Gospodarka się rozpędza.
- Wzrost PKB będzie wysoki i rodzi określone napięcia. W moim przekonaniu może być nawet wyższy niż prognozowany na ten moment, co będzie generować jeszcze wyższe napięcia, jeśli chodzi o stabilność cen. Trzeba być ostrożnym. Prawdopodobnie kurs złotego nie będzie już nam tak pomagać jak do tej pory. Chociaż ja nie spodziewam się, że miałby bardzo przeszkadzać. Ale moim zdaniem nie ma miejsca na dalszą istotną aprecjację polskiej waluty.
Na razie złoty pozostaje mocny. I to pomimo obniżek stóp procentowych.
- Może bardziej mówię życzeniowo jako wieloletni eksporter. Zawsze jak patrzę na kurs złotego to można by powiedzieć, myślę głównie o firmach, które sprzedają za granicą. Ja się do tego przyznaję - ta nutka merkantylizmu jest ukryta we mnie i bardzo się o to troszczę. Poza tym to jest istotny czynnik wzrostu gospodarczego, który ostatnie 8-9 kwartałów nie ciągnie nas w górę. Bardzo nam pomagał się rozwijać przez lata, a teraz tego czynnika nie ma. To znaczy, że obecnie jest to czynnik potencjalny i według mnie wróci. Czy do takiej siły jak wcześniej - musimy poczekać i zobaczymy, jak mocne będzie odbicie. W zasadzie przez cały rok pytany: Jak ja widzę stopy proc. na koniec 2025 r., od samego początku odpowiadałem, że z czwórką z przodu. I to się sprawdziło - mamy 4 proc.
Koniec 2026 r. będzie z trójką z przodu?
- Do tego będziemy zmierzać. Chcę żeby jedna rzecz jasno wybrzmiała. Nigdy w mijającym roku, ani razu, chociaż zdarzały się takie pytania: czy może się pojawić potrzeba podniesienia stóp procentowych, zawsze mówiłem, że nie ma takiej opcji. Natomiast teraz tego zupełnie nie wykluczam. Ze względu na czynniki, o których mówiliśmy, w tym przez luźną politykę fiskalną.
Czyli jak już RPP miałaby podwyższać stopy teraz, to przez luźną politykę rządu?
- Trzeci rok z rzędu będziemy mieli deficyt oscylujący wokół 6-7 proc. To stwarza zagrożenia. Ściana, taniec na linie - to są uprawnione opinie, a pojawiały się często w kontekście wzrostu deficytu i planów rządu na 2026 r. Dramatyzmu tej sytuacji dodaje okoliczność, że dzieje się to przy stosunkowo dobrej gospodarce. Przy dobrej koniunkturze. Mamy ogromne napięcia w budżecie. A co, jeśli nagle coś by się miało niedobrego wydarzyć? Ostatnie pięć lat dwukrotnie potwierdzały nam, że coś takiego nie jest wykluczone. I wtedy będziemy potrzebowali przestrzeni - doświadczenia pokazują, że w wymiarze nawet dodatkowych 5 pkt. proc. nowego deficytu. Skąd te dodatkowe 5 pkt proc. wtedy wziąć, jeśli dzisiaj całą przestrzeń konsumujemy.
Stopy spadną - mówi pan - do poziomu 3 proc. plus. To pytanie: bliżej 3 proc., czy 3,5 proc. jak twierdzi część analityków.
- W zasadzie wszystkie zagrożenia wymieniliśmy. Na pewno trzeba poobserwować sytuację, bo tych cięć w ostatnim czasie nazbierało się sporo. Skutki będą przychodzić z czasem.
- Dla mnie jest oczywiste, że na początku roku trzeba patrzeć na to wszystko szczególnie dokładnie. Początek roku dostarcza naturalnych impulsów inflacyjnych. Zmieni się koszyk inflacyjny GUS. Zobaczymy jak to wpłynie na inflację: czy w dobrą stronę, czy nie. Moim zdaniem - marcowa projekcja to jest pierwszy moment, takie nowe spojrzenie, które będzie pozwalało na większą spekulację nad dalszymi obniżkami. Ja jako duży optymista, powiem panu, że widzę stopy bliżej poziomu 3 proc. niż 3,5 proc. Ale w tym miejscu - przypomnę raz jeszcze - obecnie nie wykluczam kroku wstecz, mimo tego, iż jesteśmy w obszarze dostosowań w stronę luzowania. Do tej pory nie wykluczałem jedynie przystanków w cięciu stóp, teraz uważam, że może się zdarzyć potrzeba zawrócenia, tj. ich podniesienia. Na ten moment rozpatruję to jako czysto teoretyczną opcję, ale zastrzegam taką ewentualność.
Rozmawiał Bartosz Bednarz











