Zwolnienie chorobowe na nowo to problem dla pracowników. Eksperci ostrzegają: Pensja w dwóch częściach
Donald Tusk zapowiedział, że od przyszłego roku to Zakład Ubezpieczeń Społecznych będzie płacił wynagrodzenie od pierwszego dnia nieobecności pracownika spowodowanej chorobą. Eksperci wskazują, że choć wprowadzenie takiego systemu ma zalety, może jednak wpłynąć negatywnie na płynność finansową Zakładu. To z kolei może spowodować, że będą opóźnienia m.in. w wypłacie zasiłków. Dla pracujących może to również oznaczać, że pensje będą otrzymywane w częściach.
Jedną z wyborczych obietnic Koalicji Obywatelskiej było zwolnienie przedsiębiorców z obowiązku płacenia wynagrodzenia chorobowego. Według proponowanych przepisów, od pierwszego dnia zwolnienia chorobowego zasiłek miałby być wypłacany przez ZUS. Okazuje się, że te zmiany mogą negatywnie odczuć zarówno pracodawcy, jak i pracownicy.
Przypomnijmy, że zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami pracodawca ma obowiązek wypłaty wynagrodzenia pracownikowi przebywającemu na L4 przez 33 dni (14 dni w przypadku pracowników powyżej 50. roku życia) w ciągu roku kalendarzowego. Następnie, od 34. dnia przebywania na zwolnieniu, pieniądze w formie zasiłku chorobowego przelewane są przez ZUS.
Nowy rząd proponuje, żeby od pierwszego dnia nieobecności pracownika wynagrodzenie chorobowe płacił ZUS. Donald Tusk twierdzi, że takie zmiany odciążą przedsiębiorców. - Chcemy, aby głównymi beneficjentami tych nowych rozwiązań były zwłaszcza małe firmy. Często zdarza się, że w firmie pracują tylko 2-3 osoby, a kiedy jedna z nich idzie na zwolnienie lekarskie, może to doprowadzić nawet do jej bankructwa - mówił szef rządu w połowie stycznia. Według wstępnych szacunków będzie to kosztować budżet ok. 11 mld zł.
Eksperci wskazują jednak, że takie rewolucyjne zmiany mogą wprowadzić zamieszanie, którego ofiarami padną pracownicy. - ZUS ma 30 dni na wypłatę zasiłku od dnia otrzymania pełnej dokumentacji. Czyli jeśli pracownik zachoruje 20 stycznia, ZUS wypłaci mu zasiłek do 20 lutego. Ale to nie musi być ten sam termin, w którym pracownik otrzymuje swoje regularne wynagrodzenie. W rezultacie, pensję otrzyma w dwóch częściach. To może być problematyczne dla osób, które mają różne zobowiązania - mówi w rozmowie z "Faktem" dr Paweł Łuczak z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego.
Serwis pulshr.pl podkreśla, że na tym jednak nie koniec. - Po wprowadzeniu zmiany ZUS może nabrać jednak dużych problemów z płynnością finansową, co z kolei spowoduje wystąpienie komplikacji w systemie płac oraz możliwe opóźnienia w wypłacie zasiłków - mówi w rozmowie z serwisem Mikołaj Zając, prezes Conperio. Dodał, że zmiana dotknie przede wszystkim małych i średnich przedsiębiorców, którzy "odczują uwolnienie kosztu w postaci wynagrodzenia pojedynczego pracownika".
Zdaniem prezesa Conperio, dużym zakładom produkcyjnym zależy przede wszystkim na tym, żeby jak najmniej pracowników przebywało na L4, bo firmy tracą zyski na niezrealizowanej produkcji. - Przepis ten w żadnym stopniu nie rozwiązuje zatem problemów zakładów produkcyjnych zatrudniających np. ponad 100 pracowników - zauważa Mikołaj Zając.
Eksperci zwracają również uwagę na narastający problem, jakim są bezpodstawnie wystawiane zwolnienia lekarskie. Z danych Conperio wynika, że aż 20 proc. pracowników przebywających na L4 oszukuje swoich pracodawców. Jakie działania powinien podjąć rząd?
- Przede wszystkim należy uporządkować kwestię teleporad, które obecnie w znacznej mierze generują fałszywe zwolnienia. (...) Zmieńmy przepisy pod kątem chorych, którzy naprawdę tego potrzebują, a nie pod kątem lawirujących pracowników - powiedział Mikołaj Zając w rozmowie z serwisem.