Zbudował imperium w świecie gier. Polak trafił na okładkę Forbesa
Paweł Marchewka trafił na okładkę Forbesa, a w wywiadzie udzielonym gazecie ujawnił, że teraz pracuje nieco inaczej. Niemniej miliarder wskazywał, że podczas poprzedniej odsłony "Dying Light" zmagał się m.in. z zaangażowaniem części zespołu. Wyjaśniał, że nie zawsze work-life balance powinno być na pierwszym miejscu. "W Stanach, jeśli chcesz coś osiągnąć i budujesz start-up, to wszyscy są nakręceni i zasuwają, bo wiedzą, że tylko w ten sposób można zaistnieć i przebić się na rynku" - mówił w wywiadzie dla Forbes.
Paweł Marchewka to biznesmen z branży gier, który stworzył firmę Techland. W jego portfolio znajduje się uwielbiany przez graczy na całym świecie tytuł "Dying Light". Fortuna zbudowana na grze osadzonej w świecie zombie przybrała spore rozmiary. Miliarder trafił na okładkę Forbesa i udzielił wywiadu, gdzie wyjaśnia, jak wyglądają kulisy jego pracy i tego, jak zmieniła się rzeczywistość, gdy do Techlandu wkroczył Tencent. Bogactwo okupione zostało ciężką pracą, a biznesmen wymaga zaangażowania nie tylko od siebie.
Paweł Marchewka wraz z żoną Aleksandrą Marchewką to dobrze znana w świecie biznesu para. Miliarder stworzył Techland, a gra "Dying Light" stała się hitem. Tworzenie tytułu nie było jednak proste, a po drodze pojawiało się wiele problemów. W wywiadzie dla Forbes biznesmen wskazuje, że w 2014 r., na kilka miesięcy przed premierą "Dying Light 1" konieczne było zastawić pod kredyt biurowiec firmy. "Potrzebowaliśmy kilkunastu milionów złotych na domknięcie budżetu marketingowego. Ale wtedy mieliśmy już pewność, że nawet jeśli gra nie stanie się hitem, to odzyskamy wystarczającą część naszej inwestycji, aby spłacić zobowiązanie" - wyjaśniał twórca Techlandu.
Pieniądze przy tworzeniu gier to temat krytyczny. Paweł Marchewka ujawnił, że przedłużający się proces tworzenia tytułu sprawiła, iż opracowane rok wcześniej szacunki były błędne i nagle do ukończenia konieczne było dodatkowe 100 mln zł.
"Wraz z doradcami jednej z firm z wielkiej czwórki szukaliśmy inwestorów. Jeden z nich zaproponował wtedy 100 mln za 20 proc. firmy (dziś spółka wyceniana jest na 8 mld zł, czyli 16 razy więcej - red.). Ale postawił warunek, że jeżeli my nie potroimy przychodu w ciągu 5 lat, to on ma prawo zwiększyć udział z 20 do 40 proc., bez żadnej dopłaty" - wspominał Paweł Marchewka w rozmowie z Forbes. Okazało się ostatecznie, że po wielu spotkaniach i rozmowach pieniądze zdecydował się wyłożyć WarnerBros., czyli ówczesny dystrybutor. "Środki były niezbędne, aby dostarczyć im grę. Zareagowali odpowiedzialnie i wsparli nas. Zupełnie niepotrzebnie najeździłem się po Warszawie na spotkania, na których doradcy tylko mydlili mi oczy" - wskazywał miliarder.
Duży sukces w większości przypadków - gdy w grę nie wchodzi przypadkowe szczęście - to efekt ciężkiej pracy. Paweł Marchewka w wywiadzie dla Forbesa wskazał, że w jego firmie nie wszyscy rozumieli, jak ważne jest nastawienie na działanie i dążenie do celu.
Miliarder wyjaśniał, że przed premierą "DL: The Beast" jest mniej zestresowany i pomaga nie tylko wsparcie chińskiego giganta. Tencent to tylko jedna z odnóg całej machiny, a kluczowe jest to, jak działa sam zespół. Wskazywał, że przy wcześniejszych tytułach "ciągle coś musieliśmy naprawiać, poprawiać". Dodatkowo przyznał, że "problem był też z zaangażowaniem części osób z zespołu".
W rozmowie z Forbesem w odniesieniu do tego stwierdzenia pada pytanie, czy to złe i czy przypadkiem to nie efekt tego, że pracownicy zaangażowani w projekt dbają o swój work-life balance. Paweł Marchewka widzi to jednak nieco inaczej.
"Tu nie chodzi o wielkie poświęcenie, ale o podejście i zaangażowanie. W Stanach, jeśli chcesz coś osiągnąć i budujesz start-up, to wszyscy są nakręceni i zasuwają, bo wiedzą, że tylko w ten sposób można zaistnieć i przebić się na rynku. Pod tym względem w Polsce podejście jest dużo bardziej pragmatyczne. Później się dziwimy, kiedy czytamy raport pokazujący, jaką przewagę w nowych inicjatywach mają nad nami Stany czy Chiny. Tam wiedzą, że jak chcesz osiągnąć coś wielkiego, to przynajmniej na początku musisz być "all in", a nie "work-life balance" - powiedział Paweł Marchewka.
Brak zbalansowania między obowiązkami i zobowiązaniami zawodowymi a życiem prywatnym jest mocno zauważalny w relacji miliarderów, którzy trafili na okładkę Forbesa. Aleksandra Marchewka wskazuje, że jeszcze przed sprzedaniem części akcji Tencetowi jej mąż pracował przez cały tydzień "niemal od świtu do nocy". Odpoczynku nie było nawet na wakacjach, gdyż nawet podczas urlopu miliarder przez kilka godzin siedział przed komputerem.
Nawet weekendy to czas, gdy Paweł Marchewka nie zwalnia tempa. "Pracuję, ale głównie ogarniam pocztę albo pracuję kreatywnie. Tak na spokojnie. Tylko muszę ustawiać opóźniacze w poczcie, ponieważ coraz częściej ludzie nie życzą sobie dostawać maili w soboty czy niedziele" - stwierdza twórca Techlandu. Na pytanie dotyczące tego, czy miliarder nie żałuje czasu, który zamiast rodzinie i dzieciom czas poświęcił na budowanie firmy stwierdził on, że "chyba nie dało się tego inaczej zrobić".
Paweł Marchewka zajmuje 7. miejsce na liście 100 najbogatszych Polaków. Niedawno Polak zdecydował się na to, aby sprzedać dwie trzecie akcji wycenianego na 8 mld zł studia Techland chińskiemu Tencentowi.
Agata Jaroszewska