Komornicy chcą zmian, bo dłużnicy korzystają na przepisach. "Niewiele im można zrobić"
Dłużników i ich długów przybywa, a komornicy są bezradni. Powodem są obowiązujące przepisy i fakt, że pensja minimalna rośnie. Problem nie jest marginalny, gdyż wynagrodzenie wynoszące 4666 zł brutto trafia obecnie do około 3,5 mln osób. "Wiedzą, że skoro są zatrudnieni (...) za najniższą krajową, to niewiele im można zrobić" - wyjaśnia Rafał Kucharczyk, komornik sądowy. Środowisko chce zmian, a Ministerstwo Sprawiedliwości zauważyło problem.
Komornicy sądowi nie mają łatwej pracy, a co gorsza z roku na rok mogą coraz mniej w kwestii odzyskiwania długów Polaków. Powodem obowiązujące przepisy i regularny wzrost pensji minimalnej. Dłużnicy często czują się bezkarni, bo wiedzą, że prawo nie pozwoli na potrącenie należności z ich wypłaty.
Przepisy jasno wskazują, że kwota wolna od zajęć komorniczych jest powiązana z płacą minimalną. Razem ze wzrostem najniższej pensji krajowej, rośnie kwota wolna od potrąceń. Dłużnicy nie narzekają na ten stan rzeczy, ale już osoby odpowiedzialne za to, żeby zniwelować dług tak.
Komornicy wprost mówią o tym, że Polacy z długami coraz częściej czują się bezkarni. "Rzeczpospolita" zwraca uwagę na fakt, iż obecne przepisy przynoszą ze sobą coraz trudniejszą ściągalność długów. Powodem jest fakt, że pensję minimalną zarabia obecnie około 3,5 mln osób w całym kraju, a to oznacza, że z roku na rok rośnie grupa dłużników chronionych przed zajęciami komorniczymi. W 2021 r. liczba ta była o 1,6 mln mniejsza.
Pensja minimalna wynosi od 1 stycznia 4666 zł brutto miesięcznie. Co za tym idzie, od początku roku kwota wolna od zajęć komorniczych wynosi już 3510 zł, czyli o 250 zł więcej niż w 2024 r. Wynika to z faktu, iż wyliczenie tej należności to nic innego jak wynagrodzenie minimalne pomniejszone o składki na ubezpieczenia społeczne, zaliczki na podatek dochodowy oraz składki na PPK.
Rafał Kucharczyk, komornik sądowy przy Sądzie Rejonowym w Strzelcach Opolskich w rozmowie z portalem prawo.pl wskazał, że faktem jest, iż większość dłużników dobrze wie o tym, że nie będą spłacać swoich długów w momencie, gdy do ich kieszeni trafia minimalna krajowa.
"Nie płacą nie tylko rachunków po 200, 300 zł za telefonię komórkową, ale też opłat i kar za parkowanie. Parkują więc, gdzie chcą, bo wiedzą, że skoro są zatrudnieni oficjalnie np. na pół etatu za najniższą krajową, to niewiele im można zrobić" - wyjaśnił komornik Rafał Kucharczyk.
Komornicy chcą zmian i okazuje się, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie pozostaje głuche na te postulaty. Osoby zajmujące się egzekwowaniem długów wskazują, że konieczna jest zmiana przepisów i umożliwienie egzekucji z wynagrodzenia minimalnego nawet w małym stopniu, co pozwoli sukcesywnie zmniejszać wysokość długów Polaków. Wiceminister sprawiedliwości Zuzanna Rudzińska-Bluszcz wskazała, że taki scenariusz faktycznie pozwala na to, aby dłużnicy szybciej regulowali należności.
Skala problemu długów Polaków jest ogromna. Rośnie nie tylko liczba zadłużonych firm, ale prywatnych osób. Jak podaje Polska Agencja Prasowa, w tylko w przypadku osób jeżdżących bez biletów i unikających płatności mandatu za jazdę na gapę mowa o zadłużeniu wynoszącym niemal 370 mln zł. W poniedziałkowym komunikacie Krajowego Rejestru Długów pada wskazanie, że mowa o 293,1 tys. osobach, gdzie aż jedna czwarta to osoby mające od 36 do 45 lat. Osoby mające mniej niż 18 lat mają łącznie ponad 1 mln zł długu.
KRD poinformował, że średni dług jednego gapowicza to 1,3 tys. zł, a większość łącznej sumy zadłużenia przypada na mężczyzn (248,3 mln zł). Panów z długiem za jazdę bez biletu jest 189,8 tys., a kobiet 103,3 tys. Te z kolei do oddania mają 120,9 mln zł. Najwięcej do zapłacenia mają gapowicze z woj. łódzkiego, jest ich 57,3 tys., a ich dług to 94,7 mln zł. Ich średnie zadłużenie wynosi 1,7 tys. zł. Z kolei 41,4 tys. mieszkańców Wielkopolski do oddania ma 87,6 mln zł. "Podium" zamyka Mazowsze z sumą 53,3 mln zł, która do zapłacenia ma 58 tys. pasażerów. Najmniej do spłaty ma prawie 2 tys. mieszkańców Podkarpacia z długiem 1,6 mln zł.
"Wierzyciele mogą dochodzić swoich należności nawet po latach, co utrudni młodym ludziom start w dorosłość. Będą mieli problemy z zakupami na raty czy z uzyskaniem kredytu na mieszkanie" - wyjaśnił w specjalnym raporcie, Adam Łącki, prezes KRD.
Agata Jaroszewska