Kto bardziej obniży ceny mieszkań? Partie prześcigają się w pomysłach przed wyborami
Nie tylko "Kredyt 2 proc., ale Kredyt 0 proc.", 600 zł dopłaty do czynszu najmu, 300 tys. mieszkań wybudowanych na tani wynajem, obniżenie cen mieszkań o 30 proc., rewitalizacja osiedli z wielkiej płyty, "winda plus", walka z patodeweloperką - to tylko niektóre z propozycji poprawy sytuacji mieszkaniowej. A ta jest zła, bo Polacy żyją w ciasnocie, kredyty są drogie i ryzykowne, a ceny mieszkań znowu szybko rosną.
Brak zrównoważonej polityki mieszkaniowej i postawienie całego systemu tylko na jednym filarze czyli kupowaniu mieszkań na własność, na wieloletni kredyt hipoteczny doprowadziło do kryzysu w momencie gdy stopy procentowe poszły w górę. Ludzie stracili zdolność kredytową i możliwość kupna własnego M, a jednocześnie czynsze najmu poszybowały w górę. Sytuacja zrobiła się dramatyczna. Posiadaczom kredytów rząd zagwarantował wakacje kredytowe, a ci którzy dopiero zbierali się do kupna na kredyt zostali na lodzie. W efekcie, sytuacja mieszkaniowa to jeden z głównych tematów kampanii wyborczej. Propozycje są różne, od mocnego postawienia na budowę tanich mieszkań na wynajem do pompowania rynku poprzez darmowe kredyty hipoteczne, co w przypadku Kredytu 2 proc. doprowadziło już do skokowego wzrostu cen. Systemowej alternatywy nie ma, bo rynek najmu pokazał jak w obecnej formule jest niestabilny. Oto co startujące partie proponują przed wyborami.
Rządzący PiS po latach zaniedbań i fiasku sztandarowego programu Mieszkania Plus, co przyznał nawet Jaroslaw Kaczyński, musiał pokazać coś, co zadziała już przed wyborami. Zaroiło się od pomysłów, haseł, programów, a najgłośniejszym stał się tzw. Kredyt 2 proc., ale po drodze była też próba zakazu hurtowego skupowania mieszkań. Jako "ten zły" zostały wskazane fundusze inwestujące w najem instytucjonalny, choć w Polsce mają one marginalną rolę (poniżej 1 proc. rynku najmu), a mieszkania inwestycyjnie są skupowane najczęściej przez osoby prywatne. Skończyło się na zmianie rządowej narracji i wyższym podatku PCC przy większych zakupach w tej samej inwestycji.
Jako "gamechanger" wprowadzono tzw. Kredyt 2 proc. czyli wysokie dopłaty do rat kredytów na pierwsze mieszkanie, ale w momencie gdy już zaczęła się odmrażać standardowa zdolność kredytowa. W efekcie skumulowany popyt z "rządowym dopalaczem" wystrzelił i zgodnie z przewidywaniami spowodował duży wzrost cen wszystkich mieszkań, nie tylko tych kwalifikujących się do dopłat. PiS obiecuje, że po wyborach program będzie kontynuowany jak zaplanowano w ustawie, ale jak będzie trzeba - dosypie pieniędzy ponadto, co zapisano.
W cieniu kredytu 2 proc. wprowadzone zostało też wieloletnie konto mieszkaniowe, w odróżnieniu od powszechnie krytykowanych dopłat do rat, co wywindowało ceny i zakorkowało banki, ta druga, oszczędnościowa część programu jest powszechnie chwalona, ale efekty przyjdą później.